Projektanci wnętrz będący blogerami vs blogerzy wnętrzarscy nie będący profesjonalnymi projektantami.
Co nas dzieli, co łączy, czy możemy się dogadać i jak do tego ma się nasz wspólny skarb – CZYTELNIK?
Zawiodą się Ci, którzy liczą na łzawą historyjkę o zmianie z dnia na dzień nudnej pracy w korporacji, rozwijaniu skrzydeł i rzuceniu się w wir przygody zwanej pracą kreatywną. Szczerze mówiąc czasem mam ochotę napisać kontrapost dla takich opowieści – czyli jak rzuciłam superrozwijającą, hiperkreatywną i lukratywną pracę projektanta wnętrz na poczet smutnej, mozolnej i nudne pracy księgowej. Czasem mam naprawdę dość.
- „Przecież ona nie jest projektantką tylko entuzjastką co najwyżej, jak możesz szukać porad u kogoś, kto nie jest profesjonalistą? - ja
- Zobacz, ile ludzi tu do niej pisze i każdy jest zadowolony z porady - ona
- To znaczy, że z moich porad nie byłaś zadowolona? - ja
- Zawsze byłam, ale czasem głupio mi zadać Ci pytanie o jakieś pierdoły, bo tak naprawdę to chcę tylko potwierdzenia, że dobrze myślę. To tak, jakbym zapytała sąsiadkę – niezobowiązująco - ona”.
Ciągu dalszego tego dialogu nie będzie, bo go nie było – wyszłam pożegnawszy się oschle i przez następne dwa tygodnie rozgryzałam temat. Czytałam, przeglądałam blogi i moja frustracja rosła. Dlaczego – z zazdrości i ciekawości, której nie można było zaspokoić inaczej niż założeniem własnego bloga. Zrobiłam to – powstał Collageblog i szczęśliwie trwa nadal. Ja natomiast, wciąż nie rozgryzłam do końca jak to jest z tym blogowaniem?
Moja lista zazdrości i spostrzeżeń 2015 Zazdroszczę blogerom „nieprofesjonalistom” wnętrzarskim: 1. Nieskrępowanego podejścia do wszelkich tematów związanych z aranżacjami – ja mam zawsze w sobie opór, że trzeba by kolejny fakultet zrobić, żeby się podjąć niektórych tematów i nie pójść w banał lub piramidalną głupotę. Finał jest taki, że w ogóle nie podchodzę do tego i z zazdrością czytam wpisy o tym na innych blogach. 2. Promocji gustu własnego – to bywa nieraz głównym wątkiem blogów amatorów pięknych wnętrz – ja mój gust muszę niejako zachować dla siebie, bo uczono mnie że profesjonalista musi być neutralny. To, że kocham określony styl lub nie wyróżniam żadnego nie powinno wpływać na moją pracę dla innych ludzi. 3. Radości z małych osiągnięć – wszelkie DIY na blogach wnętrzarskich wpędzają mnie w kompleksy – nie dla tego, że nie mam zdolności manualnych tylko dla tego że nie mam albo czasu albo siły po dniu bieganiny na budowie i rozwiązywania technicznych szczegółów. Poza tym apetyt rośnie w miarę jedzenia – zrobiłam projekt hotelu czy restauracji to raczej trudno mi wpadać w zachwyt nad przestawieniem stołu w jadani :( 4. Braku zazdrości kolegów po fachu – jak widzę środowisko blogerów to prawie drużyna harcerska – wsparcie, morale itd. Środowisko architektów to gniazdo żmij – niektóre godne podziwu ale jadowite. 5. Zwolnienia z tzw. odpowiedzialności zawodowej – bo przecież nie dotyczy ona Blogera tylko specjalisty. Tak więc blogerzy mogą radzić, podpowiadać ale… zawsze można powołać się na regułę: „Przed użyciem skonsultuj się z lekarzem lub…” 6. Niesamowitych pokładów empatii w stosunku do swoich czytelników – ciągle mam wrażenie, że ten „mundurek” architekta stwarza jakiś niewidzialny pancerz odgradzający nas projektantów od klientów. Bloger fascynat nie ma z tym problemu. Autorytet przegrywa z empatią i już. Temat jest szeroki ale myślę, że warto go zacząć bo pewnie każda ze stron ma coś do powiedzenia. A Wy, co sądzicie? |