Lubię październik. Jesienna aura sprzyja refleksjom, dlatego myślę, że nie może być lepszego czasu na festiwale designu. Bo design to nie tylko dekoracje, prawda? Łódź Design Festival zniknął z polskiego kalendarza wnętrzarskiego (tu zobaczysz harmonogram imprez tego typu w Polsce), więc była okazja do zastąpienia tego wydarzenia czymś innym. Pierwszy raz miałam okazję odwiedzić jeden z najważniejszych festiwali w Europie – Dutch Design Week w Eindhoven w Holandii. Jestem wielką fanką holenderskiego designu. Przywiozłam tyle materiału, wrażeń i pomysłów na wpisy, że będziecie mieli co czytać przez całą jesień.
Zaczynam od wprowadzenia w holenderskie klimaty – od błękitu z Delft – czyli flagowego przykładu tradycyjnego rzemiosła Holenderskiego. To tylko na rozgrzewkę :)
Zaczynam od wprowadzenia w holenderskie klimaty – od błękitu z Delft – czyli flagowego przykładu tradycyjnego rzemiosła Holenderskiego. To tylko na rozgrzewkę :)
Jestem pewna, że kojarzycie charakterystyczny niebieski wzór na ceramice. Zastawa stołowa ze scenkami rodzajowymi – statkami, wiatrakami, wzorami flory i fauny. Nie martwcie się - dla tych, którzy nie kojarzą, mam kilka słów wprowadzenia.
W XVI i XVII wieku, kiedy Niderlandy przeżywały swój złoty okres, zamożni Holendrzy zakochali się w Chińskiej porcelanie. Był to zamorski synonim orientalnego luksusu. Sprowadzali ją przez swoją kolonię w Indiach. Ryzyko zniszczenia cennego białego złota podczas wielomiesięcznej podróży oraz zawirowania wojenne (wojna domowa w Chinach) sprawiły, że zaczęli sami produkować ceramikę imitującą chińskie wzory. Wyspecjalizowało się w tym kilka miast w Holandii (specjaliści pochodzili z sąsiedniej Belgii). W mieście Delft powstało zagłębie fajansu (mniej szlachetna odmiana ceramiki – nie tak piękna i krucha jak porcelana). Tam do dziś produkuje się charakterystyczne zastawy stołowe i ceramikę użytkową. Niestety została już tylko jedna duża fabryka – ROYAL DELFT i kilka małych warsztatów. Warto się tam wybrać – można zwiedzić fabrykę, wziąć udział w warsztatach – mam to oczywiście w planie, ale na szczęście na DDW2018 nie zabrakło przedstawicieli tych marek i mogłam słynny Delft Blauw zobaczyć na własne oczy.
Słynny kolor niebieski – DELFT BLAUW, delft blue (nazwa motywu, ale też samych naczyń) zmieniał się z czasem i w związku ze zmianami technologii farb używanych do malowania.
Początkowe wzory miały lekko lawendowy i przeźroczysty kolor – od ok. połowy XVIII w przybrały kolor błękitu kobaltowego – bardziej głęboki i wyrazisty.
Jak rozpoznać oryginalną ceramikę zwaną u nas Delftami? Oczywiście po sygnaturze, po kolorze ceramiki (żółtawa glinka). Warto wybrać się do muzeum w Gdańsku, gdzie znajdują się zbiory holenderskiej ceramiki.
Warto też wyjaśnić zamieszanie z holenderskimi kaflami. Głównym ośrodkiem produkcji płytek ze podobnymi wzorami biało-niebieskimi nie było Delft (dlatego mówienie o flizach z Delft jest pewnym nieporozumieniem), ale Rotterdam, Utrecht, Amsterdam. Samo Delft słynęło zaś z wyrobu fajansowych naczyń, wazonów i półmisków.
Płytki te były swoistymi ceramicznymi komiksami mówiącymi o mieszkańcach Królestwa Niderlandów – przedstawiały zarówno sceny biblijne, ilustrowały ludowe przysłowia, ale też pokazywały bardziej frywolne tematy.
Tą tradycję twórczo podjęli współcześni projektanci z Niderlandów i to właśnie chcę Wam teraz pokazać.
Słynny kolor niebieski – DELFT BLAUW, delft blue (nazwa motywu, ale też samych naczyń) zmieniał się z czasem i w związku ze zmianami technologii farb używanych do malowania.
Początkowe wzory miały lekko lawendowy i przeźroczysty kolor – od ok. połowy XVIII w przybrały kolor błękitu kobaltowego – bardziej głęboki i wyrazisty.
Jak rozpoznać oryginalną ceramikę zwaną u nas Delftami? Oczywiście po sygnaturze, po kolorze ceramiki (żółtawa glinka). Warto wybrać się do muzeum w Gdańsku, gdzie znajdują się zbiory holenderskiej ceramiki.
Warto też wyjaśnić zamieszanie z holenderskimi kaflami. Głównym ośrodkiem produkcji płytek ze podobnymi wzorami biało-niebieskimi nie było Delft (dlatego mówienie o flizach z Delft jest pewnym nieporozumieniem), ale Rotterdam, Utrecht, Amsterdam. Samo Delft słynęło zaś z wyrobu fajansowych naczyń, wazonów i półmisków.
Płytki te były swoistymi ceramicznymi komiksami mówiącymi o mieszkańcach Królestwa Niderlandów – przedstawiały zarówno sceny biblijne, ilustrowały ludowe przysłowia, ale też pokazywały bardziej frywolne tematy.
Tą tradycję twórczo podjęli współcześni projektanci z Niderlandów i to właśnie chcę Wam teraz pokazać.
Na jednej z wystaw Dutch Design Week (znalazłam ekspozycję fabryki z Delft – Royal Delft, która zaprezentowała swoje tradycyjne wzory używając narzędzi XXI wieku. Dzięki rzeczywistości rozszerzonej można było zobaczyć nową odsłonę delft bue. Zeskanowany (w skanerze 3D) dowolny element zastawy stołowej (np. z zabytkowego XVI w. wazonu, którego nie ma już w produkcji) można skopiować i jego wzór i nanieść za pomocą specjalnej folii transferowej na nowe naczynie – np. talerz. Tak nowe technologie pozwalają odżyć dawnym wzorom. Pomysł został nagrodzony na konkursie Dutch Awards 2018.
Na tej samej wystawie znalazły się inne ceramiczne cudeńka kolekcję naczyń KOM. Na pierwszy rzut oka wzory w tradycyjnym niebieskim kolorze. Jednak po dokładnym przyjrzeniu się widzimy rodzaj tatuatorskich obrazków. Motywy na talerzach i miskach poruszają całkiem współczesne, poważne społeczne tematy, jak kwestia gender, niepełnosprawność, wykluczenie społeczne, nowe technologie. Jest w tym spora dawka humoru i oko puszczone spuściźnie przodków. Jednak nie same naczynia zostały nagrodzone, ale społeczny aspekt tej inicjatywy - kreatywnego laboratorium Social Label – bo to tam powstają te zastawy. Znani holenderscy projektanci (Piet Hein Eek, Kiki Van Eijk, Dick Van Hoff, Edwin Vollebergh, Borre Akkersdijk i Roderick Vos) powołali społeczna inicjatywę - zajęcia projektowe, także dla osób niepełnosprawnych, które tu dostają zatrudnienie. Na warsztatach powstają przeróżne rzeczy i mieszają się idee – z tego zderzenia profesjonalistów i amatorów powstaje niezwykła energia i jej namacalne wytwory.
Uwielbiam, kiedy tradycyjne historyczne elementy sztuki i rzemiosła możemy oglądać w nowej świeżej odsłonie.
Uwielbiam, kiedy tradycyjne historyczne elementy sztuki i rzemiosła możemy oglądać w nowej świeżej odsłonie.
Na innej wystawie znalazłam piękny mebel Eigengijs – kredens w formie nawiązującej do kształtu tradycyjnego holenderskiego talerza na pieczywo. Na pierwszy rzut oka przypominał pionowo postawioną wannę. Podstawa – stalowy stelaż też miała odnosić się do ekspozytorów ceramiki. Drzwiczki ręcznie malowane we wzór Delt Blue – w środku miejsce na własną kolekcję zastawy stołowej. Wspaniały przykład na dialog tradycji z nowoczesnością.
Druga z Fabryk z Delft również znalazła się na Festiwalu Heinen Delfts Blauw – spodobała mi się współczesna forma tych naczyń. Gdyby nie fakt, że bałam się przewozić takie kruche przedmioty – penie bym kupiła jakiś mały zestaw na pamiątkę.
Nie wyszłam jednak z gołymi rękami – do Krakowa zabrałam wazon – Tiny Miracles. Wazon zaprojektował holenderski designer -Pepe Heykoop. Papierowa geometryczna rzeźba – osłonka na wazon z nadrukiem w słynne motywy Delft Blue. Mój wybór nie miła wyłącznie praktycznej przesłanki. Ważny był dla mnie fakt, że w ten sposób mogłam wesprzeć potrzebujących. Ten przedmiot wyprodukowano w Indiach, gdzie Holenderska fundacja zapewnia pracę kobietom ze społeczności Pardeshi. Jeśli chcecie, tez możecie taki mieć i zrobić coś dobrego – sklep online.
To oczywiście tylko maleńki skrawek tego co widziałam – kolejne w następnych wpisach.